Z Plitvic
przemieściliśmy się na wybrzeże. Nadmienię, że drogi w
Chorwacji są bardzo dobre, rzekłbym nawet wyśmienite. Jeśli dodać
do tego znakomitego kierowcę, (uzgodniliśmy, że tam, w większości
będzie powoził Zbyszek), to przemieszczanie się w przestrzeni
można uznać za przyjemne.
Nie mieliśmy
sprecyzowanego celu. Jechaliśmy wzdłuż wybrzeża na południe. W
pewnym momencie zainteresowała nas reklama. Jakiś chłopak na
skuterze, oferował usługi hotelowe. Zatrzymaliśmy się i po
krótkiej rozmowie pozwoliliśmy mu by pokazał nam oferowaną
kwaterę. Pojechaliśmy za nim do Żaborića. Przedstawione nam locum, to
willa o trzech kondygnacjach. Najniższą zajmowali już Niemcy, nam
przypadły dwie kolejne. Bardzo wygodne apartamenty i w przyzwoitej
cenie . Dodatkowym atutem była także niewielka odległość od
plaży wynosząca kilkanaście metrów. Korzystaliśmy więc z tych
dobrodziejstw pławiąc się w słońcu i w wodzie.
W willi tej
pozostaliśmy do końca naszego pobytu w Chorwacji, robiąc sobie wycieczki do
nieodległych miejscowości.
Widok
z kwatery na Adriatyk.
Podwórko
willi oddzielała od plaży wąska droga i biegnący wzdłuż
wybrzeża kamienny, niewysoki murek.
Willa
w Żaboriću.
Pierwsze
piętro zajęli Andrzej i Irek z małżonkami, Zbyszek i ja (także z
małżonkami) mieszkaliśmy na drugim piętrze.
Woda
w morzu była bardzo ciepła. Nie odczuwało się charakterystycznego
wstrząsu, kiedy się do niej wchodziło, ale były też mankamenty.
Dno usiane było jeżowcami i strzykwami. Nadepnięcie takiego
zwierza mogło wiązać się z bolesnymi konsekwencjami, toteż
kąpaliśmy się w specjalnym obuwiu. Na zdjęciu Zbyszek zakłada
właśnie takie buty.
Pogoda
była piękna, więc chętnie korzystaliśmy z plaży
Zachwyciła
nas też niezwykła przejrzystość wód Adriatyku. Często więc
nurkowaliśmy (z maską i rurką) w poszukiwaniu podwodnych wrażeń.
Niestety plaża była w sezonie grabiona, toteż prócz kilku
niewielkich rybek, paru muszli i wspomnianych już wcześniej
jeżowców oraz strzykw, zwanych także ogórkami morskimi, a z
naszej perspektywy, wyglądających jak kupy… niczego więcej nie
udało się zobaczyć.
Jak
wcześniej wspomniałem, robiliśmy sobie wycieczki do pobliskich
miejscowości, ale zwiedzaliśmy też sam Żaborić. Niestety było
już po sezonie. Budki z fast foodami pozamykano. Została nam tylko
jedna pizzeria i drink bar. W pizzerii podawano, między innymi, znakomitą pizzę
„Mamma mia”
Przed
każdym wyjściem na spacer zbieraliśmy się na murku, jak jaskółki szykujące się do odlotu.
Przyjemnie
było spacerować o każdej porze. Okolica była bardzo piękna, więc z chęcią
spacerowaliśmy nieraz do późnego wieczora.
Szliśmy do niewielkiego portu z
charakterystyczną fontanną w kształcie delfina, lub ot tak, gdzie
oczy poniosą.
Z
tarasu willi, w porze przedwieczornej, często widywaliśmy
baraszkujące w zatoce delfiny. Widok ten zawsze sprawiał nam wielką
radość.
W
oddali, na horyzoncie przesuwały się sylwetki jachtów i statków.
Jednym słowem idylliczny spokój.
Wieczory
też były przyjemne i skłaniały nas do wędrówek.
Kiedyś
wyruszyliśmy „ w miasto” już po 20.00
Świecił
księżyc i było jakoś tak… romantycznie
Któregoś
dnia, męską część naszej społeczności ogarnęła jakaś
głupawka. Wygłupialiśmy się w wodzie, na lądzie i gdzie
popadnie. Przywlekliśmy do wody szeroki materac dmuchany i długo
z nim walczyliśmy...
Andrzej
ze Zbyszkiem dmuchają materac
I już
pływamy…
Walka
trwała, a materac okazał się wyjątkowo odporny na nasze zabiegi,
które wyraźnie zmierzały do tego, by go unicestwić.
Wreszcie
udało się! Wywleczony na kamienistą plażę…
… sprzęt uległ destrukcji.
Przenieśliśmy się więc na taras, gdzie...
...wydurnialiśmy się dalej
Kto
wie co by mogło się wydarzyć, gdyby nagle nie pojawiła się ONA!
Modliszka!
Blady
strach padł na męską część wycieczki! Co teraz będzie?
Panie
obrażone na nas za nasze wygłupy, poszły cieszyć się życiem,
bez nas
A tu
ta modliszka! Cóż, trzeba było wrócić do normalnego, godnego
prawdziwych mężczyzn zachowania.
Na szczęście dzień miał się już ku końcowi. Modliszka odleciała w nieznane.
Znów nam się upiekło!
Nazajutrz
rano, jak zwykle usiedliśmy na tarasie i prowadziliśmy rozmowę w
oczekiwaniu na samochód rozwożący świeże pieczywo. Snuliśmy plany
kolejnej wycieczki...
...a na
plaży, jak co dzień, jakiś turysta uprawiał jogę (medytował).
Za tydzień opowiem o Trogirze. Zapraszam.
0 komentarze:
Prześlij komentarz