poniedziałek, 28 sierpnia 2017

piątek, 25 sierpnia 2017

Kaszuby. Sól ziemi - ludzie

Kaszuby, lipiec 2017.

   Kiedy jedzie się w miejsce odległe od miejsca zamieszkania, zawsze chce się zobaczyć coś nowego, innego, coś zadziwiającego. Przeważnie są to rzeczy materialne. Budowle, zbiory muzealne, zabytki kultury. Mnie zawsze interesuje też kontekst powstawania tych rzeczy, a jest on nierozerwalnie związany z ludźmi, którzy te dobra tworzą. Będąc zatem na Kaszubach, nie mogłem pominąć tego bodaj najważniejszego elementu - ludzi.

 Witamy na Kaszubach

   Region Kaszubski, wraz z przyległym Kociewiem, zajmuje obszar środkowo północnej części kraju i jest równy niemal jednej piątej części Polski. Zamieszkują go Kaszubi. Duża grupa etniczna. Grupa ta szczyci się posiadaniem własnego języka - kaszubskiego. Tak, tak, nie gwary, nie narzecza, lecz pełnoprawnego języka! Kaszubskie dzieci uczą się go w szkole. Można nawet zdawać maturę z tego języka. Tablice z nazwami miejscowości są tu dwujęzyczne. Często menu w placówkach gastronomicznych pisane jest w tym języku, czego doświadczyłem w niejednej restauracji. Kelner chętnie tłumaczy na polski nazwy dań, nie kryjąc przy tym satysfakcji, bo język kaszubski, niejednokrotnie nie jest zrozumiały dla reszty Polaków. I tu wchodzimy jakby w inną dziedzinę.

To zdanie jest akurat zrozumiałe
Górne zdjęcie - tekst oryginalny, dolne - tłumaczenie

Kaszubi chętnie i często podkreślają swoją polskość i przywiązanie do ojczyzny. Podczas mojego tam pobytu, doświadczyłem tego niejednokrotnie. Podkreślają też swoje przywiązanie do miejscowej tradycji i kultury. Nie jest to przy tym ostentacyjne głoszenie przekonań, a widoczne, codzienne stosowanie zasad.
   Wprawdzie nie spotkałem tak na ulicy ludzi rozmawiających po kaszubsku, ale dowiedziałem się, że są na tym terenie szkoły z językiem wykładowym kaszubskim, że są kościoły, gdzie odprawia się nabożeństwa po kaszubsku, że w domach, w czasie świąt, kiedy gromadzi się rodzina, rozmawia się także w tym języku. Na ulicy i w miejscach publicznych rozmawia się jednak po polsku. 
   Spytałem gospodynię naszego lokum w Dobrogoszczu, panią Danutę, czy zna kaszubski. Odparła, że tak, ale u nich w domu rozmawia się wyłącznie po polsku.
   Uderzająca jest też gościnność Kaszubów. To bardzo mili i przyjaźnie nastawieni do turystów ludzie. Tam się wie, że nie tylko piękno przyrody przyciągnie turystów. Tam się wie, że ważny jest też stosunek każdego człowieka do przybysza. W ciągu całego naszego tam pobytu, otaczała nas  atmosfera gościnności, życzliwości, przychylności i tolerancji.

Swoista deklaracja - coś w stylu "Jeszcze Polska nie zginęła"

Na Kaszubach żyją ludzie o sporym poczuciu humoru, lubiący żartować, śpiewać i tańczyć. Było raz, że zostaliśmy wciągnięci do wspólnej zabawy przy śpiewaniu piosenki ludowej. Dostaliśmy specyficzne dla regionu instrumenty perkusyjne, a pan Kaszub grał na akordeonie i śpiewał. Całkiem zgrabnie to wychodziło.

Zrozumiałe hasła u powały baru

W tym miejscu muszę nadmienić, że moja babka ze strony ojca, pochodząca wprawdzie z Tczewa, a więc z Kociewia, uważała się za Kaszubkę. Podobno też mówiła po kaszubsku. Tak więc w moim ciele płynie ćwierć krwi kaszubskiej. Może więc powinienem głosić, że dla mnie to chluba, żem ćwierć Kaszuba!

W wolnym tłumaczeniu to pewnie będzie: 
"Alkohol może być przyczyną wielu groźnych chorób"
Kontuar baru - naleśnikarni w Szymbarku, gdzie zrobiłem te wszystkie zdjęcia z hasłami.

   Tak więc Kaszubi, to sól tej ziemi. Mądrzy, pracowici, kochający swą małą i dużą ojczyznę, manifestujący przywiązanie do tradycji, kultury, do religii i do przecudnej natury. Cóż można dodać? Pewnie zostało już tylko do powiedzenia: 

Do zobaczenia na Kaszubach!
   
   Swoją drogą, ciekawi mnie jak nas, pozostałych Polaków nazywają Kaszubi?
Górale mówią o nas "Cepry" a pogardliwie, jeśli się im naprzykrzamy - "Śląska stonka". Ślązacy mówią o nas "Gorole" a jak nas określają Kaszubi? Jeśli ktoś wie, proszę o dopisanie w komentarzu.

wtorek, 22 sierpnia 2017

piątek, 18 sierpnia 2017

Kaszuby. Łapalice i Kartuzy

W poprzednim poście opisałem jak dotarliśmy do stolicy Kaszub, Kartuz. Właściwie to minęliśmy je tylko, bo bogaty w atrakcje turystyczne dzień, miał się już ku końcowi. Postanowiliśmy, że wrócimy tu nazajutrz, by dopełnić zwiedzania. Kusiła nas też swoista atrakcja, znajdująca się w nieodległych od Kartuz Łapalicach. Wieś, jak wieś, a tu... ZAMEK W BUDOWIE! Nie, to nie pomyłka! Jest w Polsce miejsce, gdzie istnieje bardzo zaawansowana budowa zamku, a raczej rezydencji mieszkalnej w formie zamku. Wieść gminna niesie, że z nieznanych przyczyn, budowę tę uznano za samowolę budowlaną, i wydano nakaz wstrzymania. Wskutek tej decyzji, niedokończona budowla zaczęła wyraźnie chylić się ku upadkowi.
   Jakoś nie mogę sobie wyobrazić tego, żeby ktokolwiek rozpoczynał budowę, liczącego około 5000 m kw. powierzchni budynku, nie mając stosownych zezwoleń. Myślę, że przerwano ją, gdyż w trakcie budowy, zmieniły się przepisy. Dla mnie nie do pomyślenia. Przecież w tym miejscu utopiono już spore miliony, a dokończenie wymaga jeszcze większych nakładów finansowych. Wszyscy, którzy zwiedzają to miejsce, dzielą się ze sobą podobnymi spostrzeżeniami.

Łapalice - zamek w budowie
Wnętrza zachwycają ogromem i pobudzają wyobraźnię
Niestety, są też poletkiem dla pacykarzy...

Ocienione krużganki zarastające burzanami
Ma się wizję odbywającego się w tej sali balu...
Stropy w basztach
Budynek bramny

Całość jest opuszczona i zapuszczona pewnie gdzieś od lat 80 lub 90 ubiegłego wieku. Serce boli, że taka rzecz poszła na zmarnowanie. Zastanawiam się, czy nie można dopełnić formalności urzędniczych, by zalegalizować budowę i pozwolić ją dokończyć, lub zalegalizować, sprzedać osobie, fundacji, lub innemu podmiotowi, który byłby w stanie dokończyć tę ciekawą inwestycję.

    Z dziwnymi uczuciami opuszczamy to miejsce i kierujemy się ku Kartuzom. Obecnie miasto pełni funkcję powiatowego. Nie zachwyca ogromem. To małe, schludne miasteczko. Tu, podobnie jak w Kościerzynie, na rynku zbudowano fontannę, obok której jest, mająca niesamowite wzięcie cukiernia. Przy dwóch ladach stoją niekończące się kolejki, a do nielicznych stolików nie można się "dopchać". Bywają oblegane przez miłośników słodyczy i kawy.

Fontanna na rynku w Kartuzach
Jednym z najbardziej liczących się zabytków w mieście, jest średniowieczna, gotycka kolegiata, będąca kościołem zakonu kartuzów, których naczelnym zawołaniem było: Memento mori! - Pamiętaj o śmierci! To zawołanie przybrało dość makabryczne formy, bowiem w XVIII wieku przebudowano dach kolegiaty, nadając mu formę wieka trumny. Nad wejściem do kościoła zawieszono białą figurę anioła śmierci z kosą w ręku, która wchodzącym miała przypominać owe hasło. Także zegar słoneczny umieszczony na wsporniku absydy budynku, zaopatrzony jest w ową łacińską sentencję. We wnętrzu, uwagę przykuwają stare płyty nagrobne i doskonale zachowane stelle. W bezpośredniej bliskości kościoła, zachował się jeden z eremów. 

Kolegiata w Kartuzach
Wnętrze kościoła
Figura anioła śmierci nad wejściem do kościoła
Stelle gotyckie
Chór i organy
Zegar słoneczny z sentencją Memento mori

Umieszczony na kolegiacie zegar słoneczny przypomniał nam o nieubłaganie płynącym czasie. Musieliśmy wracać do centrum, by znaleźć jakąś restaurację, bowiem nastała pora obiadu. Znaleźliśmy przytulny lokal, serwujący dania kuchni regionalnej. Zamówiliśmy danie, które w nazwie miało wyraz "PLINCY". Domyśliliśmy się, że to placki. Istotnie, po chwili na stół "wjechały pokaźne półmiski, na których ułożone były równolegle dwa placki ziemniaczane, a między nimi nadzienie  mięsne. Wszystko obficie polane sosem. Do tego surówki przyrządzone na słodko-kwaśno. O ile regionalne piwo nie przypadło mi do gustu, o tyle kuchnia kaszubska - i owszem!
   Kolejnym, wartym zwiedzania obiektem, jest Muzeum Kaszubskie im. Franciszka Tredera w Kartuzach. Jest to niewielki obiekt, gromadzący  charakterystyczne dla całego regionu Kaszub, zbiory. Są tam działy dotyczące kultury i obrzędów kaszubskich, także sztuki ludowej, rybołówstwa, rolnictwa, oraz garncarstwa. W podwórzu jest stara kuźnia.
   Najbardziej charakterystycznym i niecodziennym elementem wystawienniczym, są Kaszubskie nuty - śpiewane abecadło języka kaszubskiego, z którego tutejsza ludność jest bardzo dumna. Pracownik muzeum śpiewając po kaszubsku, prezentuje owe nuty. Wspaniałe doznanie!


Kaszubskie nuty
Stare koło garncarskie
Eksponaty z życia Kaszubów 
Ceramika
Rybołówstwo
Zdobnictwo
Przed budynkiem muzeum stoi popiersie Franciszka Tredera, inicjatora powstania tej szacownej placówki.

Czy warto było spędzić dzień w stolicy Kaszub? Wróciliśmy do Dobrogoszcza pełni wrażeń. Obejrzeliśmy wiele zabytków i zetknęliśmy się z kulturą, chyba najsłynniejszej grupy etnicznej w Polsce, ale na temat ludzi, napiszę w odrębnym poście.

niedziela, 13 sierpnia 2017

Między Kościerzyną i Kartuzami

Lipiec 2017.
Kaszuby to kraina przecudnych pejzaży. Pewnie właśnie z tego powodu, w niewielkim oddaleniu egzystują dwa parki krajobrazowe: Wdzydzki i Kaszubski. Oba obejmują liczne jeziora, porozrzucane, niczym zgubione przez jakiegoś olbrzyma (najpewniej Stolema) perły. Jeziora połyskują srebrną taflą wody,  pośród licznie występujących tu wzgórz, często zalesionych. Oba parki posiadają wieże widokowe. Jedna we Wdzydzach Kiszewskich, druga, na najwyższym wzniesieniu Kaszub, Wieżycy. Warto poświęcić chwilę czasu, by wspiąć się na sam szczyt tych budowli. Nagroda w postaci oszałamiającego widoku, czeka na górze.

Wdzydze. Wieża widokowa
Wdzydzki Park Krajobrazowy - plansza z mapą.

Trochę na północ od Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego usytuowana jest Kościerzyna. Miasto powiatowe, postrzegane jako główne miasto Kaszub, choć sami Kaszubi za swoją stolicę uważają Kartuzy. Wróćmy jednak do Kościerzyny. Miasto w swej nowej części nagminnie zakorkowane, gdyż znalazło się na ruchliwej drodze krajowej nr 20, wiodącej do Gdańska i Gdyni. Za to starówka zachęca do jej zwiedzania, schludnością i uporządkowaniem . Miejscowe władze zadbały o to, by wyeksponować główne atrakcje Kościerzyny, które skupione są właśnie w starej części miasta. Na rynku, w kamieniczce z czerwonej cegły, znajduje się muzeum.


 W jednym budynku zmieszczono dwie atrakcje. Parter zajmuje ekspozycja zebranych licznie akordeonów.

Gęsto poustawiane gabloty wypełnione są instrumentami.
Klawiszowe, guzikowe, z miechami zewnętrznymi (małe, stacjonarne, niczym organy)

 Wszystkie zaś zachwycają bogatym wzornictwem, formami  i zdobieniami.

Przechodzący od gabloty, do gabloty zwiedzający słyszą delikatnie sączącą się z niewiadomego miejsca, wszechobecną, a jednak nie dokuczliwą, kojącą wręcz nerwy, muzykę akordeonową. Stwarza to niepowtarzalny klimat tego miejsca.

Manekin, a gra!

Wyższe piętra i piwnicę, zajmują ekspozycje Muzeum Regionalnego. Przedstawiono tu warunki życia mieszczan i plebejuszy z Kaszub.

Ozdobna szafa z domu mieszczańskiego

Przykład kultury plebejskiej

Ludowy strój damski

Kaszubi dumni są z garncarstwa, które osiągnęło tu wysoki poziom

Pojemniki kuchenne
Przykład zastawy śniadaniowej
Talerze

W piwnicy umiejscowiono poruszającą scenkę rodzajową o treści religijno patriotycznej. Wyeksponowano też samą architekturę sklepień piwnicznych.
   Wracamy na rynek. Otacza go mnóstwo sklepików i kawiarenek z ogródkami.
Wewnątrz usytuowano fontannę zmieniającą strumień tryskającej wody, tak, że nigdy nie wiadomo, z których otworów wypłynie woda. Wykorzystują to dzieci do swoistej gry, podobnej do rosyjskiej ruletki. Przebiegają przez teren fontanny, a jeśli uda im się przebiec sucho na drugą stronę, kwitują to gromkim radosnym okrzykiem. Przeważnie jednak, wszystkie są trochę umoczone. Zabawy pilnuje rzeźba miejscowego artysty.


Kolejną ciekawostką kościerzyńskiego rynku są bary mleczne, usytuowane na jednej z pierzei rynku, w dwóch jej narożnikach. Konkurują ze sobą. Jeden, widoczny na zdjęciu z fontanną, w białym, narożnym budynku, należy do PSS Społem. Pani w białym fartuszku, w białym czepku, okrywającym włosy, wydaje obiad: Zestaw składający się z zupy pomidorowej z makaronem (talerz wypełniony po brzegi, tak, że trudno go donieść do stolika), drugie danie - kotlet schabowy z ziemniakami piure i zasmażaną kapustą oraz z trzema surówkami. Na deser kompot (bardzo smaczny) ze świeżych owoców. Koszt takiego obiadu - 11,60 Rewelacja!
Na przeciwnym narożniku konkurencja. Bar mleczny tęsknie nazwany "PRL"


Tęsknota za minionymi czasami przybrała tu właśnie taką formę, ale konkurencja, to już domena współczesności. W tym przybytku, obiad podaje pani, przybrana w czarny uniform, z furażerką na głowie. Wynosi na kontuar zamówione wcześniej danie i głośno wykrzykuje numer stolika: Leniwe, stolik numer pięć PROSZĘ!!. Kurczę, jak u Barei! Dania serwowane w PRL-u też są obfite i równie tanie. Gdyby przyszło mi rozsądzić, który z barów wybieram, miałbym nie lada kłopot.
   Idąc w uliczkę przyległą do baru PRL, trafimy do Starego Browaru. Produkuje on nadal piwo, jednak jego wyroby, mnie starego piwosza, nie zachwyciły. Kto wie, może lokalne gusty piwoszy są odmienne od mojego? Szanuję tę odmienność. Dalej jest kościerzyński deptak, którego nie "zabiły" centra handlowe. Żyje on własnym życiem i wciąż widać na nim turystów i klientów odwiedzających małe, lokalne, klimatyczne sklepiki.

 Deptakowy warzywniak

Handlowa uliczka

Spory ruch w godzinach przedpołudniowych


Kościerzyna posiada też zabytki sakralne. Poewangelicki kościół, wybudowany w stylu neogotyckim, w moim mniemaniu ładniejszym od klasycznego gotyku, ze względu na wizualną lekkość budowli, a równie perfekcyjnie wykonanymi sklepieniami w formie ostrych łuków.


Lekkie łuki gotyckie w neogotyckim kościele
Chór i organy. Bardzo lekka kolumna, wspierająca strop

   Jak wiele innych miejscowości w naszym kraju, Kościerzyna szczyci się posiadaniem sanktuarium. Tu są aż dwa! Jednym z nich, jest kościół pod wezwaniem Maryi Królowej Rodzin. Kaszubi podkreślają przywiązanie do katolickich tradycji, toteż sanktuarium, o którym wspomniałem, nigdy nie pozostaje puste. Zawsze można spotkać tu modlących się wiernych. Niestety, nie udało mi się zrobić zdjęcia z zewnątrz budynku, bo był on pokryty rusztowaniami. Wnętrze zaś jest skromne i schludne, jak na świątynię przystało.



Zmęczeni zwiedzaniem, wróciliśmy na zakorkowaną część miasta, by skierować  nasze kroki ku miejscowości  Dobrogoszcz, gdzie w gospodarstwie agroturystycznym pani Danuty, mieliśmy naszą bazę. Trzeba przyznać, że na zwiedzanie Szwajcarii Kaszubskiej, to miejsce, ze wszech miar okazało się optymalnym wyborem. Wygoda i gościna gospodyni, oraz centralne usytuowanie we wspomnianym regionie, to podstawowe atuty tego miejsca.
   Rano udaliśmy się na zwiedzanie północnych krańców krainy tysiąca jezior.
Wieżyca. Najwyższe ze wzgórz Szymbarskich (328,7m.n.p.m.).
   By tam dotrzeć, należy zaraz za zjazdem do Szymbarku, trochę zjechać z drogi nr 20 relacji Kościerzyna- Gdynia, by trafić na parking pod Wieżycą. Z tego miejsca już tylko dziesięciominutowa, piesza wędrówka dzieli nas od szczytu. Tam postawiono wieżę widokową im Jana Pawła II.
Wejście na wieżę kosztuje sześć złotych i trochę fizycznego wysiłku, ale zaręczam, że się opłaci! Ze szczytu rozciągają się "pyszne" widoki na okolicę.

Zdjęcie nie potrafi oddać rzeczywistego uroku krajobrazu Kaszub
W głębi widać jedną ze "Stolemowych pereł"
Niczym strażak na wieży mariackiej w Krakowie, udaję się do kolejnego narożnika, by zrobić panoramiczne zdjęcie
Jezioro Potulskie, jedno z kilku, tworzących pętlę Raduńską

Opuszczamy to miejsce i kierujemy się do Stężycy, do której można dojechać tak zwaną "Drogą Kaszubską" Wiedzie ona po zboczu Wieżycy, by efektowną serpentyną zejść w dół, do miejscowości o tej samej nazwie (Wieżyca). Potem droga wije się licznymi zakrętami, w leśnym terenie ku miejscowości Stężyca, gdzie rozpoczyna się szlak kajakowy pętli Raduńskiej. Przepiękny to szlak. Polecam wszystkim kajakarzom. 
   My jednak korzystaliśmy z samochodu, więc szybko, mijając liczne jeziora pętli, dotarliśmy do miejscowości Chmielno, gdzie  jest kolejna atrakcja w postaci czynnego jeszcze warsztatu garncarskiego, słynnego na całą Polskę kaszubskiego rodu garncarzy - Neclów.


Zakładem kieruje potomek tego rodu, który dostosował się do wymogów współczesnych czasów, przekształcając swój warsztat w "multimedialne" muzeum. Wziąłem w cudzysłów wyraz, gdyż nie określa on dosłownie funkcji pracowni Neclów. Wprawdzie wykonuje się tu rękodzieła sztuki garncarskiej, ale placówka bazuje głównie na ruchu turystycznym. Właściciel, biegle władający kilkoma językami, swobodnie "przełączający się" między nimi, oprowadza gości po placówce. Piętro zajmuje czynny warsztat, choć nieco unowocześniony, bowiem koła garncarskie napędzane są nie siłą mięśni nóg, a silnikami elektrycznymi, ale po za tym, wszystko jest jak dawniej. Pan garncarz demonstruje grupie zebranej wokół koła swoje umiejętności, tworząc kufel, dzbanek, lub garnek.
Garncarz przy pracy
Ręczne malowanie wyrobów
Na sąsiednim stanowisku, pani maluje półprodukty, które po wysuszeniu polewa się politurą, a po wypaleniu w specjalnym piecu, umieszcza w magazynie wyrobów gotowych. Te trafiają do sprzedaży w sklepiku należącym do muzeum, lub do sklepów Cepelii w całym kraju.
Półprodukty
Piec do wypalania ceramiki
Ciekawostką tego miejsca jest fakt, że każdy śmiertelnik, za drobną opłatą, może spróbować swoich sił w rzemiośle garncarskim i wykonać ( pod światłym i wierzcie mi, nieodzownym!) kierunkiem biegłego w rzemiośle "pomocnika" swój kufel, miskę, czy dzbanek.
Próba sił...
Efektem tej próby był kufel do piwa. Niestety, ze względu na technologię wyrobu naczyń glinianych, najpierw musiał przeschnąć, potem zostać pomalowanym, pokrytym politurą i wypalonym, by móc zacząć służyć człowiekowi, jako naczynie do spożywania szlachetnych trunków, zwanych tu, na Kaszubach (ale już także i w całym kraju) zupą chmielową.

Rzeczony kufel, jeszcze bez zawartości

Pełni wrażeń, po zwiedzaniu niecodziennego przecież zakładu pracy, wybraliśmy się do pobliskiego punktu gastronomicznego, który umiejscowiono, na pomoście, a raczej platformie, wychodzącej w jezioro. Pobyt tam sprawiał wrażenie, jakby było się na statku. Nazwa przybytku, mówiła jednak, że to chata...

Podkładka pod danie
Wrażenie, jak na statku.

Zamówiłem specyficzne dla regionu danie: Sielawę smażoną w głębokim tłuszczu z warzywami i pieczonymi ziemniakami. Pyszności! Sielawy świeższej, już nie można jeść, bowiem na moich oczach pani czyściła właśnie dostarczone jej ryby, które natychmiast trafiły na patelnię. "Niebo w gębie"
   Przez Kartuzy wróciliśmy do Dobrogoszcza, rejon Kartuz i okolic, pozostawiając na kolejny dzień.