piątek, 11 marca 2016

III Kurs

   "Kurs Przodowników Turystyki Kajakowej".
Tak brzmiała pełna nazwa tego przedsięwzięcia. Przodownik - brzmi dziwnie, nawet jakoś tak pompatycznie. Trudno jednak nie docenić jego roli, bowiem to ktoś, jakby przewodnik, ale w wersji społecznej i z poszerzonym zakresem kompetencji.
   Turystyka kwalifikowana ( każdy jej rodzaj) rządzi się swoimi prawami. Ktoś musi zadbać, żeby inni turyści uprawiali ją w sposób zorganizowany i bezpieczny. Przodownik nie pobiera za swoje usługi honorariów, a mimo to może organizować imprezy turystyczne, prowadzić spływy ( być komandorem), może także pracować w kadrze takiej imprezy. Przodownik potwierdza, weryfikuje też pobyt i przebycie szlaku przez innych turystów. Zawsze chętny do przyjścia z pomocą w potrzebie.


 Uczestnicy kursu przodowników TK PTTK

   Wspomniany wcześniej Bolek był wówczas Przewodniczącym Wojewódzkiej Komisji Turystyki Kajakowej PTTK. Postanowił zorganizować ten kurs, żeby odmłodzić kadrę a także podnieść umiejętności wielu spośród licznej rzeszy zielonogórskich turystów kajakowych. Nauka trwała długo. Przez całą zimę 1979/80. Jeden z większych zakładów w mieście użyczył nam swojej świetlicy i co niedzielę, liczną grupą udawaliśmy się tam, by zgłębiać tajniki techniki kajakowej, czytania wody, krajoznawstwa, ratownictwa wodnego i medycznego. Wykładowców było wielu a każdy z nich z ogromnym zasobem wiedzy. Każdy też bardzo sumiennie dzielił się z nami swoimi wiadomościami.
   Wreszcie egzamin. Podzielono go na dwie części. Teoretyczną i praktyczną. To było jak zdobywanie prawa jazdy! Komisja bardzo surowa i można było oblać. Musieliśmy się wykazać znajomością nawigacji, czytania wody, metod naprawy różnego sprzętu wodnego, historii kajakarstwa, umiejętności organizowania imprez turystycznych a także krajoznawstwa. Tę część zdali prawie wszyscy.
   Egzamin praktyczny, to spływ Obrzycą.
Wiosna. Nizinne rzeki i jeziora zamieniają się w istne tokowisko. Wszystko, co żyje odbywa tańce godowe i oddaje własnym formom zalotów. Odnawiająca się
zieleń łąk, pól i lasów jest tak soczysta, że chciałoby się ją posmakować. Przyroda budzi się z zimowego snu.
   Pośród wrzasków ptactwa wodnego płynęliśmy przez jezioro Sławskie. Zauroczony widokiem otaczającego mnie świata, zrozumiałem, że żaden malarz, ani fotograf, nawet gdyby dysponowali najdoskonalszymi farbami i sprzętem, będąc jednocześnie geniuszami w swojej dziedzinie, nie potrafiliby oddać rzeczywistego piękna tej krainy. Bywa, że coś, co oglądamy zapiera dech w piersiach od zachwytu, lecz nie potrafimy oddać tego wrażenia żadnym ze znanych nam sposobów. Ot, takie emocje wyłącznie na użytek własny. Obrzyca dostarczyła nam jeszcze więcej wrażeń. To niezbyt szeroka rzeka, więc mogliśmy
obserwować przybrzeżne życie owadów i zwierząt. Sarny spoglądały na nas zdziwione. Nigdy nie widziały takich dziwolągów na wodzie. Płynąc tak zdawałem dwa egzaminy. Praktyczny przodownicki i przed sobą samym z umiejętności odbierania tak silnych bodźców zmysłowych, płynących zewsząd ku mnie. Przyroda wciąga niczym narkotyk. My, ludzie odseparowaliśmy się
od niej murami betonowych domów, pasami asfaltowych dróg, jednak wszyscy stanowimy jej cząstkę. Zrozumiałem, że nie istnieją sztuczne podziały, że natura pozostaje nadal naszą matka i piastunką, że wystarczy ją zrozumieć i uszanować. Nauczyć się współpracować, by móc czerpać z niej szczęście.
   Zdałem ten egzamin. Otrzymałem legitymację przodownika turystyki kajakowej III stopnia numer 2759. Odtąd chciałem stale pogłębiać swoją wiedzę, służyć innym przykładem i wszechstronną pomocą. Wierzę, że większość z nas tak myśli. Kompetentna pomoc innym turystom, to prawdziwa przyjemność, o czym zapewne wiedział wspomniany wcześniej Heniek. Chylę czoła przed jego pasją i spolegliwością, wszak to on był moim pierwszym nauczycielem w dziedzinie kajakarstwa.
   Po egzaminach odbyła się konferencja sprawozdawczo wyborcza Komisji Kajakowej, na której nieoczekiwanie Bolo zrezygnował ze swej funkcji przewodniczącego. Motywował to stanem zdrowia. Wszyscy się sprzeciwiali. Na próżno. Powołano więc nowy zarząd. Przewodniczącym został Ryszard J. (Pseudonimy: dla jednych - Pan Niedźwiedź, a to z racji potężnej sylwetki i basowego, tubalnego głosu, dla innych Derwisz). Mnie i Jóźkowi przypadła w
udziale podkomisja weryfikacji. Od tego czasu rokrocznie, przez kilka sezonów wertowaliśmy stosy książeczek TOK ( Turystycznej Odznaki Kajakowej). Ich liczba ciągle rosła.

   Ktoś, szczególnie młody, czytający moje wspomnienia może nie zrozumieć tego, że w owych czasach takie pływanie było zorganizowane. Żeby mogły pływać kajaki, dla przykładu - pięćdziesiąt sztuk, musiały być kluby kajakowe, które te kajaki posiadały ( sprzęt był własnością klubu, nie użytkownika). Nieliczni
mogli sobie pozwolić na zakup najczęściej zdezelowanego już, wycofywanego z obiegu klubowego sprzętu i znanymi sobie sposobami doprowadzić go do stanu używalności. Kluby i koła, prowadziły różne rodzaje turystyki. Podlegały okręgowemu zarządowi PTTK, a ten wojewódzkiemu zarządowi. Kilkudziesięciu turystów a taka „wierchuszka”! Dziś pływa każdy czym chce, dokąd chce i kiedy chce. Może to robić ( i często robi) indywidualnie. Kiedy jednak retrospektywnie spojrzę na tę działalność, nie odsądzam jej od czci i wiary. Organizowane przez
PTTK imprezy bardzo integrowały uczestników. Działo się tak za sprawą licznych konkursów wiedzy i sprawnościowych, za pomocą rozmaitych imprez towarzyszących, wreszcie za pomocą ognisk turystycznych, bez których nikt nie wyobrażał sobie spływu. Dziś już rzadko biorę udział w takich imprezach, jednak widzę, że tamta atmosfera odchodzi w zapomnienie. Dziś wszystko odbywa się w pośpiechu, jakoś tak bardzo anonimowo i indywidualnie, Uczestnicy płyną w grupie, ale po przybyciu na biwak każdy zasklepia się w swojej skorupie, jakby się obawiał, że ktoś mu skradnie cząstkę jego osobowości. Tamta atmosfera kultywowana jest przez nieliczne kluby, ale coraz częściej pozostaje już tylko w naszej pamięci.
   Minęły lata a nasze wodniackie więzi nadal są trwałe i silne. Chętnie sobie pomagamy, chętnie wspominamy i, niestety, coraz częściej żegnamy starych przyjaciół, a tych spływowych przyjaźni naprawdę było wiele!

0 komentarze:

Prześlij komentarz