sobota, 10 marca 2018

Pierwszy rejs do morza Cz.III ~ Z prądem i pod prąd

Okolice rzeki Warty w Kostrzynie okazały się niezbyt ciekawe. Odkryliśmy jednak TESCO i stację benzynową, w której było tańsze paliwo. Market sporych rozmiarów i zaopatrzenie wzorcowe. Nie potrzebowaliśmy już żadnych zapasów, ale skusiło nas stoisko ze słodyczami.

Koło południa pożegnaliśmy miłego bosmana i oddaliśmy cumy. Wyruszyliśmy w dalszą podróż. Wróciliśmy na Odrę i skierowaliśmy się z jej prądem w kierunku Szczecina. Spoglądałem zza steru to w lewo, to w prawo i zauważyłem różnicę. Prawy, polski brzeg wyglądał na zaniedbany. Łęgi i wały przeciwpowodziowe nie były wykoszone. Na lewym brzegu czynność koszenia wykonywały liczne stada owiec.  W zasadzie tak było prawie na całej długości rzeki graniczącej z Niemcami. Przy lewym brzegu, od czasu do czasu widać było przycumowane koszarki i kręcących się przy naprawach główek ludzi.


Pola międzygłówkowe czyszczono za pomocą refulerów z naniesionego tam podczas wezbrań wody piasku. Na naszym brzegu ostrogi rozmywały się, a w polach między nimi zalegały jęzory piachu. Tor wodny wyznaczony był pławami (bojami), jednak poza statkami roboczymi i inspekcyjnymi, nie natrafiliśmy na żaden inny.

Pogoda nadal była wyżowa. Błękitne niebo odcinało się od ciemnej zieleni traw i krzewów porastających brzegi Odry. Tu i ówdzie widać było umocnienia z kamieni. To znaczy, że brzeg rozmywały zdarzające się w ostatnim czasie powodzie. Zresztą widomym śladem tych powodzi, były poukładane w niektórych miejscach worki z piaskiem.

Kontemplując otoczenie rzeki płynęliśmy sobie z jej prądem, gdy nagle ukazał nam się po prawej stronie szyld z napisem NADZÓR WODNY GOZDOWICE
Przybiliśmy do burty statku inspekcyjnego o nazwie DANKA i poszedłem  zapytać, czy możemy tu zostać przez jakiś czas.

Byłem zziębnięty "na kość" bowiem, podobnie jak w przeddzień, od dziobu wiał chłodny wiatr, przenikając ubranie. Po kilku godzinach płynięcia, skostniałymi palcami nie mogłem utrzymać koła sterowego. Chwilowe wytchnienie przydało się nam. Na brzegu, kiedy wyszliśmy na osłonięty teren, okazało się, że jest ciepło, a w dodatku w miejscowym kiosku, możemy zamówić sobie fastfooda, w postaci fasolki po bretońsku, co też skwapliwie wykorzystaliśmy.


Pani Danusia, kierowniczka nadzoru, okazała się osobą bardzo spolegliwą. Dowiedziawszy się, w jakim celu i gdzie płyniemy, udzieliła nam wręcz matczynej opieki, choć wiekiem, bardziej pasowałaby do siostry.

Zaraz przedstawiła nas swojemu personelowi ( bardzo sympatyczni ludzie) i poprosiła, żeby udzielili nam daleko idącej pomocy, o ile takiej będziemy potrzebowali. Pokazała nam też gdzie będziemy mogli skorzystać z toalety, łazienki i kuchni. Tę ostatnią ( jak i toaletę chemiczną) mieliśmy na Kucyku, ale chętnie korzystaliśmy z urządzeń zewnętrznych, bo opróżnianie toalety wiązało się ze sporym wysiłkiem ( należało wynieść i opróżnić zbiornik o wadze około 20 kg).

Gozdowice pełniły niegdyś rolę przejścia granicznego. Po wejściu Polski do strefy Schengen. Przejście to przestało funkcjonować. Pozostał tylko prom drogowy. Był to specyficzny pojazd, odmienny od wszystkich promów na uwięzi. pływał z napędem bocznokołowym. Koła łopatkowe napędzał silnik spalinowy,  za pośrednictwem koła zamachowego o dużej masie. Napęd był bardzo wydajny, ale dla postronnych bardzo upierdliwy, bowiem wydawał wizg o wysokiej częstotliwości (obracające się koło zamachowe wzbudzało te dźwięki). Byliśmy blisko i za każdym razem, kiedy prom przemieszczał się przez rzekę musieliśmy wysłuchiwać tych wizgów. Nie były przyjemne. Na szczęście o zmroku prom zaprzestawał rejsów.

Połaziłem po Gozdowicach. Okazało się, że jest tu co zwiedzać!

Dawne przejście graniczne. Pozostała infrastruktura tego przejścia, obecnie nie służy niczemu i sobie niszczeje...

Nazajutrz rano, podziękowawszy naszej przemiłej opiekunce, udaliśmy się w dalszą drogę.
Z lewej mijaliśmy słynną podnośnię w Hohenzachen, przy wejściu w kanał Odra-Hawela. Popłynęliśmy dalej. Minęliśmy dawne przejście graniczne dla barek w Widuchowej. Tu był też nadzór wodny, ale minęliśmy go. Dopłynęliśmy do rozwidlenia Regalicy i kanału łączącego ją z Odrą Zachodnią, już w Szczecinie. Tam postanowiliśmy zanocować przy dzikim brzegu.
                                                         Widuchowa. Nadzór wodny.
Rano, był już żabi skok do przystani wodnej Pogoń w Szczecinie.
Tu też pozostaliśmy na noc. Wcześniej obeszliśmy teren mariny i sąsiednie działki. Naszym zamiarem było pokonanie następnego dnia jeziora Dąbie i części Zalewu Szczecińskiego, by dopłynąć do Stepnicy.

0 komentarze:

Prześlij komentarz