wtorek, 12 grudnia 2017

Jeszcze jeden rejs Kucykiem i zakończenie sezonu 2007.~Z prądem i pod prąd

Rejs inauguracyjny Kucykiem poszedł w zapomnienie. Po powrocie do rodzimego portu w Cigacicach, zacząłem myśleć o koniecznych zmianach w wyposażeniu statku. Okazało się, że konstrukcja zbliżona do łodzi żaglowej, nie koniecznie musi się sprawdzać na rzece. Brakowało osłony sternika od wiatru, słońca i siekącego deszczu. Ponadto zastosowany silnik, mimo że doskonale sobie radził z dużym, bądź co bądź jachtem, nawet w rejsie pod prąd, miał mankament w postaci dwusuwowości. Należało przygotowywać specjalną mieszankę paliwa z olejem w odpowiednich proporcjach, dodatkowo, kiedy wiatr wiał od rufy, dawało się wyczuć swąd przypalanego oleju (tego wymieszanego z paliwem). Dwusuwowe silniki są dynamiczniejsze i mniejsze od swoich odpowiedników czterotaktowych, jednak w tym przypadku, obie te cechy grały drugorzędną rolę. Ważniejsze było mniejsze zużycie paliwa, większa kultura pracy (ciszej, bardziej równomiernie, bez drgań).
W jachcie wypornościowym, jakim był Kucyk, dynamika nie miała jakiegokolwiek znaczenia. Zamyśliwałem więc o dobudowaniu sterówki i zmianie silnika na taki o podobnej mocy, ale czterosuwowy.

Tymczasem włóczyliśmy się po okolicy Cigacic. Pływaliśmy do Krosna Odrzańskiego, tam wchodziliśmy w Bóbr tak daleko, jak się tylko dało, potem w Obrzycę aż do tamy i pod prąd Odrą w okolice Milska.

Moje uśmiechnięte dziewczyny
Z okazji spędzenia kilku chwil na łodzi korzystali nasi znajomi i krewni.
Obrzyca w okolicy Górzykowa. Matka chrzestna Kucyka na pokładzie. W wodzie tapla się jak zwykle nasza pociecha.
Uwielbiała pływanie i już wtedy nieźle jej to wychodziło.
Teraz, kiedy jest prawie dorosła, czuje się jak delfin lub foka w wodzie.
Starszy o trzy lata brat cioteczny Ani pływał z nami chętnie już od dziecięcych lat. Przed krowami czuł zawsze respekt, choć ciekawiły go bardzo.
Nawet moja kuzynka z odległej miejscowości pod Warszawą, też polubiła taką formę odpoczynku.
Wszyscy doceniali obszerne i wygodne wnętrze Weekenda 820
Słońce przypala a kapitan nie mając czapki, korzysta z przymałego nakrycia głowy córki. Sterówka lub choćby tent nad kokpitem okazały się niezbędne.
Z Odrą nie ma żartów! Tu po pokładzie, dzieci i osoby nie umiejące pływać poruszają się w kamizelkach.
Głęboko w ujściu Bobru do Odry. Majtkowie muszą mieć swoje zwyczajne obowiązki!
Wiadro? szmata? woda? i to ma być urlop?
Łukasz nie ma chęci do roboty.
Jednak uległ po namowach ochmistrzyni. Wnet pokład lśnił jak nowy!
No i znalazł się czas na zabawę w wodzie
Koniec tygodniowego urlopu. Wróciliśmy do portu w Cigacicach.

Pogoda była wyśmienita. Przez cały tydzień było ciepło i słonecznie, rzekłbym nawet upalnie. Na Kucyku nie uświadczyło się cienia, toteż chowaliśmy się w Bobrze, w ujściu Ołoboku, w ujściu Obrzycy i wszędzie tam, gdzie było trochę cienia. Po tym urlopie wiedziałem już, że koniecznie trzeba założyć nad kokpitem choćby tent chroniący przed słońcem i deszczem. Zacząłem szukać wykonawcy.
Tymczasem lato kończyło się. Ostatni dzień lata 2007 spędziliśmy na "jeziorku" przy ujściu Obrzycy do Odry. Jaka szkoda, że za chwilę trzeba będzie wydobyć łódkę z wody i położyć ją do zimowego snu.

Widok z "jeziorka" na piękną posiadłość
I dzień i lato mają się już ku końcowi
Ostatnie manewry i wracamy do domu!

W czasie, kiedy Kucyk pływał sobie w okolicy Cigacic, ja zająłem się budową lawety do transportu łodzi. Właściwie to byłem inwestorem, a przyczepę wykonywał kolega kajakarz, Andrzej. Przyczepę zarejestrowano i Kucyk miał czym przejechać na zimowisko, które było na moim podwórku. Musiałem mieć go blisko, bowiem zaplanowałem prace szkutnicze i mechaniczne.
Kolejne wodowanie było już w maju 2008 roku.

2 komentarze: