Miasto, w swej zasadniczej części położono jest na wyspie. Ze stałym lądem łączy je most. Przy moście, w części lądowej usytuowano bazar i ogromny parking.
Bazar przyciągał turystów schludnymi straganami. Oferowano na nich płody rolne tej ziemi: figi, winogrona, arbuzy, brzoskwinie i inne owoce i warzywa, także wyroby rękodzieła artystycznego i artykuły codziennego użytku. Były też małe kawiarenki oferujące lody, ciasta i kawę.
Trogir widziany z parkingu
Parking
Kawiarnia na trogirskim bazarze
Po chwili odpoczynku ruszyliśmy do wyspowej części miasta, na której usytuowano starówkę i port.
Po drugiej stronie przesmyku
Starówka urzekała wąskimi uliczkami, wieloma zabytkami i specyficznym urokiem, właściwym dla starych dalmatyńskich miast i miasteczek.
Trafiliśmy też na (w pewnym sensie) polski akcent w Trogirze.
Centralny plac w mieście, nazwano bowiem imieniem...
...Jana Pawła II
Wąskie przejścia pomiędzy ciasnymi podwórkami, pozwalały zaledwie minąć się dwóm osobom. Swoją drogą, ciekawi mnie, w jaki sposób transportowano dawnymi czasy towary. Na własnych barkach?
Na wspomnianych wcześniej podwórkach prezentowano często wyroby okolicznych artystów. Obrazy, rzeźby, artystyczne tkaniny. Jeden obraz, przedstawiający miasto, padł naszym łupem. Artysta sprzedał nam go z własną dedykacją. Bardzo miła pamiątka.
Naszą uwagę przykuwała też ciekawa architektura, no i budulec - piaskowiec.
Wreszcie dotarliśmy do portu. Obiekt ten broniony był niegdyś przez obronny zamek, obecnie skąpo wyposażony zabytek.
Nabrzeże portowe zdobiła aleja palmowa. Miejsce chętnie odwiedzane przez turystów.
Liczne tramwaje wodne oferowały swoje usługi - wycieczki wokół wyspy. Dotąd żałuję, że nie skorzystaliśmy z tej oferty.
Ciekawość naszą wzbudziły też nisko przelatujące samoloty. Okazało się, że w pobliżu Trogiru znajduje się lotnisko Split. Samoloty, nad portem podchodziły do lądowania na tym lotnisku.
Utrudzeni zwiedzaniem, zasiedliśmy w miejscowej restauracji. Okazało się, że zostaliśmy miło "połechtani" Menu w tym lokalu było także w języku polskim.
W oczekiwaniu na owoce morza, popijaliśmy chłodne miejscowe piwo.
Wreszcie podano danie główne. Ryby, mule, krewetki i inne "stwory morskie"
Bardzo ciekawe doświadczenie kulinarne.
W drodze powrotnej przejeżdżaliśmy obok miejscowości Primośten, bardzo malowniczo położonej na półwyspie. To miasto zwiedziliśmy w innym terminie.
Zapraszam do relacji za tydzień.
Zapraszam do relacji za tydzień.
0 komentarze:
Prześlij komentarz