niedziela, 13 sierpnia 2017

Między Kościerzyną i Kartuzami

Lipiec 2017.
Kaszuby to kraina przecudnych pejzaży. Pewnie właśnie z tego powodu, w niewielkim oddaleniu egzystują dwa parki krajobrazowe: Wdzydzki i Kaszubski. Oba obejmują liczne jeziora, porozrzucane, niczym zgubione przez jakiegoś olbrzyma (najpewniej Stolema) perły. Jeziora połyskują srebrną taflą wody,  pośród licznie występujących tu wzgórz, często zalesionych. Oba parki posiadają wieże widokowe. Jedna we Wdzydzach Kiszewskich, druga, na najwyższym wzniesieniu Kaszub, Wieżycy. Warto poświęcić chwilę czasu, by wspiąć się na sam szczyt tych budowli. Nagroda w postaci oszałamiającego widoku, czeka na górze.

Wdzydze. Wieża widokowa
Wdzydzki Park Krajobrazowy - plansza z mapą.

Trochę na północ od Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego usytuowana jest Kościerzyna. Miasto powiatowe, postrzegane jako główne miasto Kaszub, choć sami Kaszubi za swoją stolicę uważają Kartuzy. Wróćmy jednak do Kościerzyny. Miasto w swej nowej części nagminnie zakorkowane, gdyż znalazło się na ruchliwej drodze krajowej nr 20, wiodącej do Gdańska i Gdyni. Za to starówka zachęca do jej zwiedzania, schludnością i uporządkowaniem . Miejscowe władze zadbały o to, by wyeksponować główne atrakcje Kościerzyny, które skupione są właśnie w starej części miasta. Na rynku, w kamieniczce z czerwonej cegły, znajduje się muzeum.


 W jednym budynku zmieszczono dwie atrakcje. Parter zajmuje ekspozycja zebranych licznie akordeonów.

Gęsto poustawiane gabloty wypełnione są instrumentami.
Klawiszowe, guzikowe, z miechami zewnętrznymi (małe, stacjonarne, niczym organy)

 Wszystkie zaś zachwycają bogatym wzornictwem, formami  i zdobieniami.

Przechodzący od gabloty, do gabloty zwiedzający słyszą delikatnie sączącą się z niewiadomego miejsca, wszechobecną, a jednak nie dokuczliwą, kojącą wręcz nerwy, muzykę akordeonową. Stwarza to niepowtarzalny klimat tego miejsca.

Manekin, a gra!

Wyższe piętra i piwnicę, zajmują ekspozycje Muzeum Regionalnego. Przedstawiono tu warunki życia mieszczan i plebejuszy z Kaszub.

Ozdobna szafa z domu mieszczańskiego

Przykład kultury plebejskiej

Ludowy strój damski

Kaszubi dumni są z garncarstwa, które osiągnęło tu wysoki poziom

Pojemniki kuchenne
Przykład zastawy śniadaniowej
Talerze

W piwnicy umiejscowiono poruszającą scenkę rodzajową o treści religijno patriotycznej. Wyeksponowano też samą architekturę sklepień piwnicznych.
   Wracamy na rynek. Otacza go mnóstwo sklepików i kawiarenek z ogródkami.
Wewnątrz usytuowano fontannę zmieniającą strumień tryskającej wody, tak, że nigdy nie wiadomo, z których otworów wypłynie woda. Wykorzystują to dzieci do swoistej gry, podobnej do rosyjskiej ruletki. Przebiegają przez teren fontanny, a jeśli uda im się przebiec sucho na drugą stronę, kwitują to gromkim radosnym okrzykiem. Przeważnie jednak, wszystkie są trochę umoczone. Zabawy pilnuje rzeźba miejscowego artysty.


Kolejną ciekawostką kościerzyńskiego rynku są bary mleczne, usytuowane na jednej z pierzei rynku, w dwóch jej narożnikach. Konkurują ze sobą. Jeden, widoczny na zdjęciu z fontanną, w białym, narożnym budynku, należy do PSS Społem. Pani w białym fartuszku, w białym czepku, okrywającym włosy, wydaje obiad: Zestaw składający się z zupy pomidorowej z makaronem (talerz wypełniony po brzegi, tak, że trudno go donieść do stolika), drugie danie - kotlet schabowy z ziemniakami piure i zasmażaną kapustą oraz z trzema surówkami. Na deser kompot (bardzo smaczny) ze świeżych owoców. Koszt takiego obiadu - 11,60 Rewelacja!
Na przeciwnym narożniku konkurencja. Bar mleczny tęsknie nazwany "PRL"


Tęsknota za minionymi czasami przybrała tu właśnie taką formę, ale konkurencja, to już domena współczesności. W tym przybytku, obiad podaje pani, przybrana w czarny uniform, z furażerką na głowie. Wynosi na kontuar zamówione wcześniej danie i głośno wykrzykuje numer stolika: Leniwe, stolik numer pięć PROSZĘ!!. Kurczę, jak u Barei! Dania serwowane w PRL-u też są obfite i równie tanie. Gdyby przyszło mi rozsądzić, który z barów wybieram, miałbym nie lada kłopot.
   Idąc w uliczkę przyległą do baru PRL, trafimy do Starego Browaru. Produkuje on nadal piwo, jednak jego wyroby, mnie starego piwosza, nie zachwyciły. Kto wie, może lokalne gusty piwoszy są odmienne od mojego? Szanuję tę odmienność. Dalej jest kościerzyński deptak, którego nie "zabiły" centra handlowe. Żyje on własnym życiem i wciąż widać na nim turystów i klientów odwiedzających małe, lokalne, klimatyczne sklepiki.

 Deptakowy warzywniak

Handlowa uliczka

Spory ruch w godzinach przedpołudniowych


Kościerzyna posiada też zabytki sakralne. Poewangelicki kościół, wybudowany w stylu neogotyckim, w moim mniemaniu ładniejszym od klasycznego gotyku, ze względu na wizualną lekkość budowli, a równie perfekcyjnie wykonanymi sklepieniami w formie ostrych łuków.


Lekkie łuki gotyckie w neogotyckim kościele
Chór i organy. Bardzo lekka kolumna, wspierająca strop

   Jak wiele innych miejscowości w naszym kraju, Kościerzyna szczyci się posiadaniem sanktuarium. Tu są aż dwa! Jednym z nich, jest kościół pod wezwaniem Maryi Królowej Rodzin. Kaszubi podkreślają przywiązanie do katolickich tradycji, toteż sanktuarium, o którym wspomniałem, nigdy nie pozostaje puste. Zawsze można spotkać tu modlących się wiernych. Niestety, nie udało mi się zrobić zdjęcia z zewnątrz budynku, bo był on pokryty rusztowaniami. Wnętrze zaś jest skromne i schludne, jak na świątynię przystało.



Zmęczeni zwiedzaniem, wróciliśmy na zakorkowaną część miasta, by skierować  nasze kroki ku miejscowości  Dobrogoszcz, gdzie w gospodarstwie agroturystycznym pani Danuty, mieliśmy naszą bazę. Trzeba przyznać, że na zwiedzanie Szwajcarii Kaszubskiej, to miejsce, ze wszech miar okazało się optymalnym wyborem. Wygoda i gościna gospodyni, oraz centralne usytuowanie we wspomnianym regionie, to podstawowe atuty tego miejsca.
   Rano udaliśmy się na zwiedzanie północnych krańców krainy tysiąca jezior.
Wieżyca. Najwyższe ze wzgórz Szymbarskich (328,7m.n.p.m.).
   By tam dotrzeć, należy zaraz za zjazdem do Szymbarku, trochę zjechać z drogi nr 20 relacji Kościerzyna- Gdynia, by trafić na parking pod Wieżycą. Z tego miejsca już tylko dziesięciominutowa, piesza wędrówka dzieli nas od szczytu. Tam postawiono wieżę widokową im Jana Pawła II.
Wejście na wieżę kosztuje sześć złotych i trochę fizycznego wysiłku, ale zaręczam, że się opłaci! Ze szczytu rozciągają się "pyszne" widoki na okolicę.

Zdjęcie nie potrafi oddać rzeczywistego uroku krajobrazu Kaszub
W głębi widać jedną ze "Stolemowych pereł"
Niczym strażak na wieży mariackiej w Krakowie, udaję się do kolejnego narożnika, by zrobić panoramiczne zdjęcie
Jezioro Potulskie, jedno z kilku, tworzących pętlę Raduńską

Opuszczamy to miejsce i kierujemy się do Stężycy, do której można dojechać tak zwaną "Drogą Kaszubską" Wiedzie ona po zboczu Wieżycy, by efektowną serpentyną zejść w dół, do miejscowości o tej samej nazwie (Wieżyca). Potem droga wije się licznymi zakrętami, w leśnym terenie ku miejscowości Stężyca, gdzie rozpoczyna się szlak kajakowy pętli Raduńskiej. Przepiękny to szlak. Polecam wszystkim kajakarzom. 
   My jednak korzystaliśmy z samochodu, więc szybko, mijając liczne jeziora pętli, dotarliśmy do miejscowości Chmielno, gdzie  jest kolejna atrakcja w postaci czynnego jeszcze warsztatu garncarskiego, słynnego na całą Polskę kaszubskiego rodu garncarzy - Neclów.


Zakładem kieruje potomek tego rodu, który dostosował się do wymogów współczesnych czasów, przekształcając swój warsztat w "multimedialne" muzeum. Wziąłem w cudzysłów wyraz, gdyż nie określa on dosłownie funkcji pracowni Neclów. Wprawdzie wykonuje się tu rękodzieła sztuki garncarskiej, ale placówka bazuje głównie na ruchu turystycznym. Właściciel, biegle władający kilkoma językami, swobodnie "przełączający się" między nimi, oprowadza gości po placówce. Piętro zajmuje czynny warsztat, choć nieco unowocześniony, bowiem koła garncarskie napędzane są nie siłą mięśni nóg, a silnikami elektrycznymi, ale po za tym, wszystko jest jak dawniej. Pan garncarz demonstruje grupie zebranej wokół koła swoje umiejętności, tworząc kufel, dzbanek, lub garnek.
Garncarz przy pracy
Ręczne malowanie wyrobów
Na sąsiednim stanowisku, pani maluje półprodukty, które po wysuszeniu polewa się politurą, a po wypaleniu w specjalnym piecu, umieszcza w magazynie wyrobów gotowych. Te trafiają do sprzedaży w sklepiku należącym do muzeum, lub do sklepów Cepelii w całym kraju.
Półprodukty
Piec do wypalania ceramiki
Ciekawostką tego miejsca jest fakt, że każdy śmiertelnik, za drobną opłatą, może spróbować swoich sił w rzemiośle garncarskim i wykonać ( pod światłym i wierzcie mi, nieodzownym!) kierunkiem biegłego w rzemiośle "pomocnika" swój kufel, miskę, czy dzbanek.
Próba sił...
Efektem tej próby był kufel do piwa. Niestety, ze względu na technologię wyrobu naczyń glinianych, najpierw musiał przeschnąć, potem zostać pomalowanym, pokrytym politurą i wypalonym, by móc zacząć służyć człowiekowi, jako naczynie do spożywania szlachetnych trunków, zwanych tu, na Kaszubach (ale już także i w całym kraju) zupą chmielową.

Rzeczony kufel, jeszcze bez zawartości

Pełni wrażeń, po zwiedzaniu niecodziennego przecież zakładu pracy, wybraliśmy się do pobliskiego punktu gastronomicznego, który umiejscowiono, na pomoście, a raczej platformie, wychodzącej w jezioro. Pobyt tam sprawiał wrażenie, jakby było się na statku. Nazwa przybytku, mówiła jednak, że to chata...

Podkładka pod danie
Wrażenie, jak na statku.

Zamówiłem specyficzne dla regionu danie: Sielawę smażoną w głębokim tłuszczu z warzywami i pieczonymi ziemniakami. Pyszności! Sielawy świeższej, już nie można jeść, bowiem na moich oczach pani czyściła właśnie dostarczone jej ryby, które natychmiast trafiły na patelnię. "Niebo w gębie"
   Przez Kartuzy wróciliśmy do Dobrogoszcza, rejon Kartuz i okolic, pozostawiając na kolejny dzień.

0 komentarze:

Prześlij komentarz