wtorek, 10 października 2017

Zatłoczona Wenecja

Wrzesień 2017.
Wraz z małżonką, trafiliśmy w tym roku do Wenecji. Miasto na wodzie - głosiły foldery reklamowe.

Zakwaterowanie znaleźliśmy w nieodległej miejscowości Malcontenta, skąd tramwajem wodnym, w 20 minut można dotrzeć do centrum Wenecji.

Kiedy się wpływa do głównego kanału (Canale Della Giudecca), uderza piękny widok starego miasta położonego dosłownie na wodzie. Każdy centymetr lądu laguny wykorzystano do celów urbanistycznych. Dopływamy do przystani Zattere i stąd, przez cztery godziny włóczymy się przy niesprzyjającej, deszczowej pogodzie po mieście. W pierwszej kolejności pragniemy dotrzeć do Placu Św. Marka. Jest jeszcze wcześnie. Przed 10.00 Plac prawie pusty. Robimy kilka zdjęć i idziemy dalej.


Plac Św. Marka

Pl. Św. Marka w godzinach porannych
Jedna z kamienic przy Canale Della Giudecca

Nagle spostrzegamy długą kolejkę. Zdziwieni podchodzimy na jej koniec i zastanawiamy się... Rzucili mortadelę? Może u nich alkohol sprzedają od 10.00?
Okazało się, że to kolejka chętnych do zwiedzania bazyliki Św. Marka. Stanęliśmy w ogonku. Przed nami grupka Azjatów z gotowymi do strzału aparatami. Nim doszliśmy do wrót szacownego przybytku, tłum zgęstniał, a kolejka wielokrotnie się wydłużyła. Wreszcie wchodzimy. Idziemy w rządku przez całą świątynię. Z głośników sączy się głos odprawiającego nabożeństwo kapłana. Wrażenia? Jakieś takie... Zastanawiamy się po co tyle tego złota? Czyżby ktoś chciał w ten sposób przekupić Stwórcę? Może liczył na łagodniejsze potraktowanie za jego występne życie, kiedy stanie już u bram niebieskich? Jednym słowem wychodzimy z mieszanymi uczuciami, bo jednak sama budowla budzi zachwyt, ale wspomniany wyżej kontekst, każe spojrzeć nieco inaczej na tę budowlę, jak zresztą na każdą kolejną. Pałac Dożów, też poraża przepychem, kolejne zaś budowle czynią, że człowiek staje mniej wrażliwy na otaczającą go rzeczywistość.

Kościół Vivaldiego
Idąc zatłoczonymi już uliczkami docieramy do kościoła, w którym służył i tworzył "Rudy Ksiądz" Kompozytor i skrzypek Antonio Vivaldi. Główny, a także boczne ołtarze zdobią instrumenty muzyczne, a przestrzeń wypełnia sącząca się "znikąd" muzyka. Tu już odbieramy bodźce. Dreszczyk przechadza się po moich plecach. Czuje się historię tworzenia światowej kultury.

Canale Grande

Główny kanał Wenecji Canale Grande pokonujemy dwukrotnie. Widać tu codzienny ruch łodzi zaopatrujących sklepy, wywożących nieczystości. Gondole wyparto do bocznych kanałów, gdzie panuje tak duży tłok, że gondolierzy nie mają miejsca na zanurzenie wioseł. Przesuwają się więc, odpychając rękoma od innych gondoli.

Stłoczone gondole
Most Rialto. Zabytek, który koniecznie należy zobaczyć. Ha! Zobaczyliśmy! Był tak zatłoczony, że nie mogłem zrobić żonie zdjęcia inaczej niż trzymając aparat w wyciągniętych nad głową rekach.
Tłok na moście Rialto
Rzut okiem w prawo i w lewo nie dawał nadziei na mniejszy tłok.
Jedna z szerszych uliczek, gdzie można było iść obok siebie, nie "gęsiego"

Włóczyliśmy się tak po mieście, zaglądając w każdą, naszym zdaniem ciekawą "dziurę" prawie cztery godziny. Przysiedliśmy tylko raz, kiedy nagle otworzyły się niebiosa, z których lunęła obficie ulewa. Schroniliśmy się w kawiarni, w chwili, kiedy akurat marzenie o kawie stało się bardzo natarczywe. Kelner wykazał się dowcipem, bo kiedy podszedłem do baru z mapą i spytałem gdzie jestem, chcąc, by mi pokazał miejsce na mapie, ten udając wielkie zdziwienie popatrzył na mnie i odparł: W Wenecji!  poczem oczywiście wskazał miejsce, gdzie byliśmy.

Tu kolejna uwaga. W Wenecji nie ma miejsca na odpoczynek. W tym mieście nie zauważyliśmy ani jednej ławki. Kiedy już zmęczeni chcieliśmy gdzieś przysiąść, okazało się, że jedynymi dostępnymi miejscami do siedzenia są ogródki kawiarniane, ale kiedy np. chcieliśmy zamówić pizzę jedną, na dwie osoby, bo była olbrzymich rozmiarów i nie dalibyśmy rady zjeść dwóch ( po jednej każdy) - odmówiono nam obsługi. Zrezygnowaliśmy więc z pizzy i udaliśmy się do sąsiedniego ogródka, gdzie serwowano lazanię. Tu już mogliśmy zamówić po porcji, bo nie była gigantycznych rozmiarów. Kelner przyniósł rachunek o dobre dwadzieścia procent wyższy, niż stanowiły ceny w menu. No cóż, jak się mieszka w takim mieście, to można, wręcz należy zdzierać z turystów, skoro są tak głupi, że tu tłumnie zjeżdżają.

Spóźniliśmy się na tramwaj. Nie mogliśmy się przepchać przez zatłoczone uliczki. Kilka sekund zadecydowało, że ujrzeliśmy rufę odpływającego statku. Następny był za godzinę. Pomyśleliśmy, że wstąpimy do któregoś z licznych kościołów, by tam w ciszy i spokoju posiedzieć wreszcie, po męczącym czterogodzinnym spacerze. Bogać tam! Kościoły miały zainstalowane kraty w przedsionkach, a te, do których można było wejść były "obiletowane", przy czym nie oferowały niczego innego niż inne kościoły, jakich i w Polsce wiele...

Wróciliśmy na zatłoczony plac Św Marka, by jeszcze raz podziwiać to miejsce. Przypomnieliśmy też sobie, że nie widzieliśmy mostu Westchnień. Nadrobiliśmy tę stratę. Przy okazji fotografując przejawy wszechobecnej komercji.

Obiekt westchnień, na tle Mostu Westchnień w Wenecji
Czyżby to był karnawał w Wenecji?
Wystawa sklepowa z maskami weneckimi
Przykład wystawy ze sławnym szkłem weneckim
Hm. Jak to skomentować?

Zastanawiam się, jak spointować naszą wycieczkę. Powiem tak: Zamysł urbanistyczny, kontekst historyczny, klasa i liczba zgromadzonych zabytków są, jak by to lakonicznie określiła młodzież - OK, ale trudno pozbyć się przykrego wrażenia spowodowanego tłokiem, komercją posuniętą do granic absurdu i zwykłym kiczem. Dodatkowo przykre było przebywanie na campingu w miejscowości Malcontenta, gdzie z góry pobrano nam z karty opłatę za noclegi, przy tym kazano zostawić w zastaw jakiś ważny dokument. Nie zgodziłem się na dowód osobisty, więc musiałem zostawić dowód rejestracyjny samochodu
 (areszt, czy internowanie auta?). Dokument ten odzyskałem w momencie opuszczania bramy campingu, już na stałe, kiedy wracaliśmy do domu.  Jaki był cel tego zabiegu?

Ogólnie, Włochy w odwiedzanej części sprawiły na nas nieoczekiwanie, dość przykre wrażenie, którego nie poprawiła także Wenecja. Pytacie, czy jeszcze tam wrócę? Nie wiem. Przecież bywa, że człowiek nie zakochuje się w innej osobie, czy miejscu - od pierwszego wejrzenia, może to drugie okaże się lepsze?

0 komentarze:

Prześlij komentarz